Zgodnie z rządowym rozporządzeniem, w placówkach o powierzchni minimum 100 mkw. jedna osoba przypada na 20 mkw., a w mniejszych granicę ustalono na poziomie jednego klienta na 15 mkw. Co to oznacza w praktyce? W średniej wielkości Biedronce może w danej chwili przebywać łącznie 33 klientów. Dla Lidla limit wynosi średnio 55 osób. Im większy format handlowy, tym większa różnica – nawet w ramach jednej sieci. Nowe obostrzenia najmocniej uderzają w małe sklepy. W niektórych fazach pandemii w takich punktach handlowych obowiązywały limity powiązane z liczbą kas, jednak później rząd z tego zrezygnował i wprowadził limit odnoszący się do powierzchni.

Przeciętna Żabka dysponuje powierzchnią 50 mkw., zatem może w niej przebywać jednocześnie zaledwie trzech klientów. A co z najmniejszą placówką tej sieci, która ma zaledwie 9 mkw. Pytanie za sto punktów – ilu klientów może robić w niej jednorazowo zakupy? Jedna filigranowa nastolatka, a może trzy czwarte Mariusza Pudzianowskiego?

Ale żarty na bok. Mamy stan epidemii, padają kolejne rekordy zakażeń, codziennie umiera kilkaset osób. Tymczasem gołym okiem widać, że podczas trzeciej fali w sklepach panuje większe rozluźnienie niż miało to miejsce na początku pandemii. Sprzed większości marketów zniknęli ochroniarze pilnujący porządku. Jeśli już gdzieś przed wejściem tworzy się kolejka, to stojące w niej osoby nie trzymają dystansu. O zachowaniu bezpiecznej odległości nie ma także mowy na sali sprzedaży. Kupujący nie przejmują się oznaczeniami na podłodze, masowo nie zakładają jednorazowych rękawiczek, nie dezynfekują rąk.

Apeluję: ogarnijmy się i szczepmy się! Jeszcze kilka tygodni, może 2-3 miesiące i wrócimy do normalności. Znów będzie można oddychać pełną piersią, a nasze biznesy złapią wiatr w żagle.